Ezra był małą rybką, tak na prawdę malusieńką. Był najmniejszy w swojej rodzinie. Przez wiele lat miał nadzieję, że urośnie, ale tak się nie stało. Udawał, że wszystko jest w porządku, ale w głębi serca bardzo się wstydził. Czuł, że jest kimś mało ważnym i zastanawiał się, dlaczego Bóg stworzył go takim bardzo małym. Cały czas porównywał się z innymi rybami, które spotykał.
- Ah, jakie długie i zaokrąglone łuski - powiedział patrząc na przepływającą rybę, która wyglądała bardzo elegancko.
- Jak bardzo chciałbym umieć tak pływać - pomyślał, gdy długa ryba śmignęła tuż nad nim.
Pewnego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Ezra spotkał małą sardynkę. Była ona jeszcze mniejsza niż on, ale myślała całkiem inaczej niż Ezra.
- Co słychać? - zapytała pewnie sardynka, która miała na imię Boaz.
- Cześć, jak się masz? - odpowiedział Ezra, lekko zaskoczony pewnością siebie tej małej rybki.
- Nie mogłoby być lepiej. Przegoniłem kilku rybaków. Próbowali złapać mnie w swoje sieci, już prawie mnie mieli, ale byłem dla nich za szybki - odpowiedział zuchwale.
- Cześć, jak się masz? - odpowiedział Ezra, lekko zaskoczony pewnością siebie tej małej rybki.
- Nie mogłoby być lepiej. Przegoniłem kilku rybaków. Próbowali złapać mnie w swoje sieci, już prawie mnie mieli, ale byłem dla nich za szybki - odpowiedział zuchwale.
- Wydajesz się być bardzo pewny siebie - powiedział Ezra.
- A dlaczegoby nie? Bóg mnie takim stworzył. Mały, ale szybki! - zaśmiał się Boaz.
- Chciałbym być szybki - smutno odpowiedział Ezra.
- Wiesz, kolego, Bóg stworzył wszystkich tak, że każdy z nas ma jakiś cel. Ty po prostu jeszcze swojego nie odkryłeś! - odpowiedział Boaz z uśmiechem.
To zmusiło Ezrę do myślenia. Bóg ma dla niego cel. Dla mało ważnego Ezry. Cały tydzień nie mógł przestać o tym myśleć. Co niby Bóg mógłby dla niego mieć? Właśnie wtedy, gdy tak się zastanawiał, zagapił się i wydarzył się wypadek. Gdy przepływał pomiędzy skałami, coś błyszczącego i twardego wylądowało mu na głowie. Ezra z zaskoczenia złapał powietrze i w tym momencie ten błyszczący przedmiot zjechał mu po nosie prosto do pyszczka i wylądował w jego brzuchu. Czuł, że coś mu stuka w środku. Powinien być zmartwiony tym wypadkiem, ale nie wiadomo z jakiego powodu Ezra był bardzo podekscytowany. To uczucie było z nim przez cały ten i następny dzień. Tak na prawdę, czuł się tak przez cały tydzień.
Pewnego poranka Ezra obudził się z bardzo głęgokiego snu. Śniło mu się, że spotkał króla. Król bardzo mu dziękował, ale on nie wiedział dlaczego. Po raz pierwszy w swoim małym życiu Ezra był szczęsliwy.
- Idę popływać - powiedział. Nie zauważył nad sobą w wodzie żyłki od wędki, wszystko co widział to soczysta przynęta. Otworzył swój pyszczek i już był złapany. Do góry, do góry pędził przez wodę jak torpeda. Potem poczuł, że ktoś otwiera mu pyszczek i sięga po tą błyszczącą rzecz, którą wcześniej połknął. Była to srebrna moneta. Zdążył tylko popatrzeć w oczy rybakowi, który go trzymał i zaraz został wrzucony spowrotem do wody.
Ezra pływał w kółko przez długi czas. Nie rozumiał wszystkiego, co się mu przydarzyło, ponieważ był tylko małą rybką, ale wiedział, że w jakiś sposób komuś pomógł. Może ten ktoś był królem. Od tego czasu nigdy nie porównywał się już z innymi rybami. Czuł się kimś wyjątkowym i nikt nie był w stanie mu tego odebrać.
My wiemy dlaczego był wyjątkowy, prawda?
My wiemy dlaczego był wyjątkowy, prawda?
(Na podstawie opowieści z Ewangelii Mateusza 17:24-27)
No comments:
Post a Comment